poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 3. "Trying to love you" - Nickelback.

 <CONNIE>

Byłyśmy trzy ulice od stadionu, na ktorym miał się odbyć koncert, szukałyśmy miejsca parkingowego. A dlaczego tak daleko od naszego celu? Wszędzie full samochodów, ludzi, a nawet zwierząt. W życiu nie widziałam tylu ludzi naraz w jednym miejscu. Do koncertu zostało niecałe 20 minut, a my błąkałyśmy się po wąskich uliczkach Londynu. W końcu Tanya wycziła jakieś miejsce niedaleko małego sklepu muzycznego, odpiełam pasy, sprawdziłam zawartość torebki, zawiesiłam na szyi plakietkę "Vip" i wygramoliłam się na zewnątrz. Rozciągnęłam się lekko ogarniając włosy z czoła i wzięłam od blondyny aparat, zawisł obok biletu. Tanya zamknęła samochód i ruszyłyśmy w kierunku stadionu, po pięciu minutach musiałyśmy przeciskać się przez tłumy ludzi. Podeszłyśmy do ochroniarza i pokazałyśmy mu swoje plakietki.
- Za mną. - Powiedział i przeszedł barierkę, podekscytowane poszłyśmy w jego ślady. Widziałam nutki zazdrości w oczach gapiów, spłonełam rumieńcem i wbiłam wzrok w swoje buty, o mało co nie wpadłam na Tany'ę, nieźle ją zdeptałam, rzuciła mi mrożące krew w żyłach spojrzenie, ale się nie odezwała. Mężczyzna wytłumaczył nam gdzie mamy iść, odwrócił się na pięcie i poszedł drogą, którą tu przyszliśmy. Blondie wzruszyła ramionami i weszła za kulisy. Rozejrzałyśmy się dookoła, pusto, dziwne. Tak jak kazał nam ochroniarz poszłyśmy do garderoby.
- Wygląda na to, że się trochę spóźniłyśmy. - Szepnęłam do Tany'i kiedy weszłyśmy,  Chad Kroeger siedział naprzeciwko "vipowskiej" publiczności i odpowiadał na dociekliwe pytania. Naprawdę się starałam, ale te drzwi nie chciały współpracować i tak jakoś wyszło, że zamiast delikatnie się zamknąć o mało co nie wypadły z zawiasów. Wszystkie dwadzieścia cztery pary oczów skierowały się w naszą stronę, moje poliki standardowo zapłoneły żywym ogniem. 
- A wy to pewnie Connie Benett i Tanya Blackwood? Od razu ruszcie do swojej loży, już kończymy. - Wyłysiały mężczyzna zgromił nas wzrokiem, sprawdził nas w liście i podał nam nasze złote plakietki, odpiełam swoją zwykłą papierową i podałam mu, jej miejsce zastąpiła nowa, lśniąca z numerkiem zarezerwowanego miejsca. - Pan Benett prosił o najlepsze miejsca, mam nadzieję, że panienki będą zadowolone
Pokiwałam głową i opuściłam pomieszczenie, wiedziałam, że zaraz mi się oberwie. Niestety, nie myliłam się.
- Boże, czy ty zawsze musisz mi walić taką siarę?! Mają nas za kompletne idiotki, które nawet drzwi nie umieją zamknąć. - Nie mogłam spojrzeć jej w oczy, nie potrafiłam. Wbiłam wzrok w swoje buty i przygryzłam wargę. - Dobra lepiej chodźmy zanim znowu walniesz mi jakiś numer. 
Wywróciłam oczami i wyprzedziłam ją rozglądając się dookoła, nasze miejsca znajdowały się dość wysoko naprzeciwko sceny, więc musiałyśmy wejść po schodach, oczywiście musiałam się potknąć, wpadłam na metalową barierkę boleśnie uderzając żebrami, blondyna tylko westchnęła, pomogła mi wstać i rzuciła "łamaga", weszłyśmy pierwszymi drzwiami na lewo, mimowolnie z moich ust wyrwało się ciche "wow", nie mam pojęcia ile ludzi było pod nami, ale z pewnością kilka tysięcy, miałyśmy super widok na scene, a do tego zarąbistą obsługę, był tylko jeden problem. Ktoś nas podsiadł. Loża była prawie pusta, siedziało tam tylko dwóch chłopaków, to oni zajeli nasze miejsca. Zerknęłam na Tany'ę i uniosłam pytająco brew, wzruszyła ramionami, stanęłyśmy dokładnie naprzeciwko nich tym samym zasłaniając im widok, musiałyśmy wyglądać komicznie, skrzyżowałyśmy ręce i uniosłyśmy podbródki.
- Ta, dzięki za wygrzanie miejsc, ale teraz możecie już spadać. Widzicie te plakietki? 339 i 340, to nasze miejsca. - Posłałam chłopakom słodki uśmiech, Tany'a wyglądała podobnie tylko, że jej wyraz twarzy wyrażał raczej groźbę niż uprzejmość. 
-  Spoko, siadajcie. - Nie widziałam ich twarzy było zbyt ciemno, ale po tonie ich głosów można było wywnioskować, że się uśmiechają. Niestety, przesiedli się tylko o jedno miejsce, musiałam usiąść obok niższego.

<Tanya

 Koncert już się zaczął. Wszystkie cztery głowy w naszej loży zwrócone były ku scenie, trudno było się oderwać. Siedzieliśmy w ciszy, co było bardzo dziwne.. nie mogłam już wytrzymać i wstałam, gdy Chad Kroeger miał solówkę. Podeszłam do stolika, który stał za nami i wzięłam cztery z około czternastu wód niegazowanych i wróciłam na swoje miejsce. Jedną rzuciłam do Connie mówiąc 'łap', ale nie zwróciła na mnie uwagi, bo próbowała dyskretnie spojrzeć na twarz siedzącego obok niej chłopaka i przez to dostała butelką prosto w bok aż nią rzuciło. Pozostałe dwie rzuciłam nieznajomym chłopakom, których ledwo co widziałam przez słabe oświetlenie w loży. Gdy złapali jednocześnie wody odpowiedzieli jeden po drugim 'o dzięki'. Odkręciłam wode i zaczęłam pić, aż wypiłam całe 0,5l naraz. Connie spojrzała na mnie i podstawiła mi pod sam nos napisana wiadomość do mnie; 'zapytaj o ich imiona'. Zrobiła smutną minę małego dziecka, spojrzałam na nią i wzięłam głęboki oddech. 'Odsuń się' rzuciłam w jej stronę i usiadłam po jej prawej, gdzie byłam bliżej jednego z dwóch chłopaków. Miał śmieszne odstające loczki. Spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się szeroko niby nie na siłę.
-Jak masz na imię? -zapytałam patrząc się na niego i wymuszając swój uśmiech, który musiał wyglądać dosyć prawdziwie, bo odwzajemnił go.
Ah z tego wszystkiego straciliśmy swoje brytyjskie maniery i zapomnieliśmy się przedstawić! Jestem Harry -wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam się na nią, a za sekundę zobaczyłam że ręka zza moich pleców która nalezała do Connie już ją ściskała. Musiała lekko go pociągnąć bo wstał i usiadł obok niej a do mnie puścił ciepły usmiech. Spojrzałam na niego z zastanowieniem i cicho powiedziałam 'sorbet'... tak. to na pewno stąd kojarzę brązowo włosego chłopaka z loczkami. Spojrzałam na przestrzeń dzielącą mnie i drugiego chłopaka, którego imienia nadal nie znałam i spojrzałam na jego twarz, która była zwrócona w moją stronę.
A Ty? -rzuciłam w jego stronę oschle. Za dużo już tej dobroci dla ludzi. Tym bardziej dla ludzi którzy NAS podsiedli..
-Zayn - powiedział i także jak jego kolega, uśmiechnął się.
Czy Wy przypadkiem nie należycie do tego boysbandu przez którego spać nie mogę przez lokatorki ? -skojarzyło mi się od razu.
Kurczę.. myślałem, że dobrze się zamaskowaliśmy -zaśmiał się.
-Taa, nie martw się nie będziesz proszony o autograf -rzuciłam z dużą ironią w głosie. Zdenerwował mnie dobry nastrój który na około mnie panował. No i wybuchłam zanim coś powiedział..
-Myślisz, że jak już się jest sławnym to można robić wszystko, wszędzie i kiedy się chce? To się GRUBO mylisz! Tym bardziej, że zrobiłeś dzisiaj najgorszą rzecz jaką w swoim życiu mogłeś zrobić..
Uśmiech chłopaka na chwilę zniknął, ale po chwili wrócił, lecz juz nie taki jak przedtem.
-Tak właśnie przepraszam Was za to, że pomylilismy miejsca.- chłopak szybko domyślił się o co mi chodziło. Z mojej twarzy zniknęła mina zabójcy i pojawił się usmiech. Postanowiłam do końca dnia być miła..
Za sobą słyszałam głośne 'hahahahhahahahahahaha' odwróciłam się i zauważyłam Connie wymieniającą się swoim numerem z Harrym, którego najwyraźniej miałam zobaczyć w najblizszym czasie. Ocknęłam się i spojrzałam na chłopaka siedzącego po mojej prawej. Nadal się uśmiechał. 'Boże ile można..' pomyślałam i powiedziałam;
-a tak w ogóle to Tanya jestem, a To Connie. -pokazałam na dziewczynę siedzącą na mną, a sama wyciągnęłam rękę w jego stronę, którą od razu uścisnął. Gadałam z nim i gadałam.. w sumie nie różniliśmy się tak bardzo, lubimy podobne rzeczy. W czwórkę staliśmy koło bariery naszej loży i oglądaliśmy koncert, który właśnie się kończył. Harry zapytał nas czy mamy jakąś podwózkę więc razem z Connie odparłyśmy razem 'TAK'. Zabraliśmy swoje rzeczy, wychodziliśmy już przez dłuugi korytarz gdy zauważyłam, że Connie gada z Harrym i dobrze się bawi więc zwolniłam kroku i szłam trzy metry za nimi. Zapomniałam o chłopaku idącym koło mnie. Spojrzałam na niego i hmm w sumie nie był taki zły.. był przystojny, miał czarne włosy z jasnym blond pasemkiem z przodu, ciemną karnacje i oczy. Zmarszczył brwi, bo nie wiedział czemu mu się przyglądał więc zaczęłam się śmiać. Wychodziliśmy właśnie z tego wielkiego budynku, prosto na parking. Gdy Connie ustała i kontynuowała swoją rozmowę z chłopakiem, ustałam także i zaczęłam szukać kluczyków i telefonu.
-Nie chcę się narzucać, ale chciałem zapytać czy podasz mi swój numer telefonu. -zapytał ciemnooki chłopak i chyba się na mnie patrzył, bo czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Wyjęłam właśnie szukane rzeczy z torebki i sprawdziłam godzinę na zegarku 3:02.
-Jasne. -odpowiedziałam chłopakowi i podałam swój numer. Odwróciłam się i spojrzałam na przyjaciółkę która od razu zrozumiała o co mi chodzi. Pożegnałyśmy się z chłopakami i poszłyśmy w stronę samochodu. Otworzyłam owy magiczny pojazd na kółkach do którego szybko wskoczyłyśmy, spojrzałam na Connie która głowę oprała o szybę i zamknęła oczy. Włożyłam kluczę do stacyjki i odpaliłam samochód, a raczej próbowałam. Silnik wydał z siebie kilka dzwięków duszenia się i zgasł.
-SUPER! - krzyknęłam wkurzona. Connie podniosła głowę i zrobiła minę która mówiła 'co jest'
A ja tylko odparłam 'akumulator'.Wzięłam swoje  rzeczy, wysiadłam z samochodu i napisałam sms'a. Connie wysiadła bardzo powoli, ziewnęła i spytała;
-To co robimy? Śpiąca jestem. -spojrzałam na nią i zamknęłam samochód.
-Chodź -zaczęłam iść z parkingu na około budynku na główną ulicę.- Josh przyjedzie odholować samochód. Musimy złapać taxi. Co będzie trudne, bo jeeeest.. -spojrzałam na telefon- .. 3:19 

 (...)

Wiele żółtych pojazdów już przejeżdżało i każdy zapełniony po uszy, a w okolicy żadnej stacji autobusowej.. kolejny samochód ze świecącą tablicą na dachu nadjeżdżał, a ja już siły nie miałam podnosić się z krawężnika. Connie zerwała się i wybiegła na ulicę. Samochód ostro wyhamow, dziewczyna położyła na maske samochodu obie wyprostowane ręcę, a ja zrobiłam minę tak samo przestraszoną jak kierowca. Zaczęłam się śmiać i szybko podbiegłam do samochodu i otworzyłam drzwi.
-Przepraszam za koleżankę, jest bardzo niecierpliwa. -odpowiedziałam i obie wsiadłyśmy do samochodu.
-Dobrze. -powiedział kierowca i udał, że nic się nie stało.- Dokąd się wybieracie?-spytał.
-Na ulicę O.. -zaczęła Connie-
Do najbliższej otwartej kawiarni -szybko odparłam. Spiorunowała mnie wzrokiem. Na co ja odpowiedziałam zmęczonym uśmiechem.

(...)

Siedziałyśmy już w Coście i zamówiłyśmy dwie kawy na wynos. Odebrałam telefon, był to Josh. Powiedział, że właśnie jest za rogiem. Widziałam jak Connie bierze nasze kawy i wychodzi, a wraz z nią pojawił się Josh..
Pojechalismy na parking gdzie stał nasz samochód i odholowaliśmy go pod nasz garaż.
-Dzięki! -uściskałam chłopaka i odchodząc pomachałam mu, a zmęczona brunetka już otwierała drzwi od domu. Byłyśmy tak zmęczone, ze nawet już ze sobą nie rozmawiałyśmy tylko każda poszła do swojego pokoju. Gdy walnęłam się na łóżko i owinęłam kołdrą przez zamykające się powieki widziałam zegarek, na którym widniała 4:52...